Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uniwerek dla twardzieli

Iwona Polak
Foto: RaJ Z okna tego akademika wyskoczyła młoda dziewczyna, która nie potrafiła sobie poradzić z kłopotami na uczelni
Foto: RaJ Z okna tego akademika wyskoczyła młoda dziewczyna, która nie potrafiła sobie poradzić z kłopotami na uczelni
Tysiące studentów w poradni psychologicznej. Uniwersytet Łódzki zaczyna przypominać szkołę przetrwania. Studenci nawet podczas wakacji są zestresowani, popadają w depresje, biorą narkotyki, a nierzadko próbują odebrać ...

Tysiące studentów w poradni psychologicznej.
Uniwersytet Łódzki zaczyna przypominać szkołę przetrwania. Studenci nawet podczas wakacji są zestresowani, popadają w depresje, biorą narkotyki, a nierzadko próbują odebrać sobie życie. Wielu zawaliło sesję i czekają ich wrześniowe poprawki. Nie mogą sobie pozwolić na rzucenie książek w kąt, więc kują, kują, kują...

To wszystko powoduje, że tysiącom młodych ludzi może pomóc tylko psychiatra. W ZOZ dla Szkół Wyższych „Palma” odnotowano w 1999 r. 3590 wizyt u psychiatry. Rok później po poradę zgłaszano się 3936 razy, a osoby z łagodniejszymi dolegliwościami trafiały do psychologa (ok. 1200 wizyt rocznie). Wśród studentów niewielu było słuchaczy uczelni artystycznych, Politechniki Łódzkiej czy Akademii Medycznej. Gros to słuchacze UŁ.

- Często trafiają tutaj ci, którzy nie mogą powiedzieć w domu, że nie zaliczyli sesji - tłumaczy dr Joanna Soczyńska-Gburek, specjalista psychiatra z „Palmy”. - Niektórzy sięgają nawet po narkotyki. Głównie amfetaminę. Robią wszystko, żeby tylko zdać.

Skutki brania „amfy” są bardzo groźne, chociaż bagatelizowane. Coraz więcej studentów trafia z psychozą poamfetaminową: ciągle towarzyszy im lęk, niepokój, mają zaburzenia świadomości, nie śpią przez wiele dni, by później organizm padł z wyczerpania.

- Amfetamina niszczy układ nerwowy - dodaje dr Soczyńska. - Narkotyk ten działa krótko, a później łapie się (używając młodzieżowego określenia) nieprzyjemnego „doła”. Więc student bierze znów. Używanie tego narkotyku prowadzi często do depresji z próbami samobójczymi.
Od dawna studenci narzekają, że przy ogromnej liczbie słuchaczy na UŁ każdy czuje się anonimowy, nie ma kontaktu z wykładowcami.

- Jeśli w auli pojawia się 200 osób, jak profesor ma zauważyć, że Piotrek ubiera się na czarno, bo zmarł mu ojciec, a Marta nie chodzi na zajęcia, gdyż załamała się po utracie chłopaka - mówią studenci. - Wykładowca nie zna nawet naszych imion.

Nie wytrzymują...

Brak porozumienia powoduje, że niekiedy studenci w drastyczny sposób rozwiązują swoje problemy. Kilka miesięcy minęło od tragicznej śmierci studentki Uniwersytetu Łódzkiego. Młoda dziewczyna nie potrafiła poradzić sobie z kłopotami na uczelni i w styczniu targnęła się na życie. Wybrała „Olimp” - najwyższy akademik na osiedlu przy ul. Lumumby. Wyskoczyła przez okno.

Tragedia poruszyła pracowników Wydziału Filologicznego, gdzie studiowała. Doskonale ją pamiętają, gdyż wykryli w jej indeksie sfałszowane wpisy zaliczeń. Sprawę skierowano do Komisji Dyscyplinarnej UŁ. Dziewczynie groziło wydalenie z uczelni i interwencja prokuratora. Nie czekała jednak na wyrok innych ludzi. Sama wyznaczyła sobie karę... Skacząc z okna zostawiła dwa listy: do rektora UŁ i do męża. W jednym winiła uczelnię za to, co się stało, w drugim przepraszała małżonka.

- Kojarzę, że kiedyś przedłużałem jej sesję, jednak dokładnie jej nie pamiętam - mówił tuż po tragedii adresat listu, prof. Wiesław Puś, prorektor ds. studenckich UŁ. Rektor ubolewa, że nie ma czasu przyjrzeć się każdemu ze zwracających się o niego studentów, ale tłumaczy, że nie ma takiej możliwości. W kolejkach ustawiają się tysiące osób i każdy chce z nim rozmawiać.

- Na Politechnice tego nie ma - żali się Maciek Gutkowski czekający na swoją kolej w Rektoracie UŁ. - Tam o przedłużeniach sesji czy warunkach decydują dziekani. My tkwimy w biurokracji: żeby iść do rektora, trzeba stać 3 godziny do dziekana, bo bez jego podpisu rektor nie przyjmie podania. Legitymacji nie stemplują w dziekanacie we wtorek, bo robią to w poniedziałki... Paranoja!

Samobójstwo młodej mężatki to druga w krótkim czasie tragedia wśród studentów tej uczelni. Pod koniec ubiegłego roku postanowiła odejść Agata - studentka administracji, która kończyła pracę magisterską i na początku br. miała ją bronić. Wyszła z DS „Pretor” 14 grudnia mówiąc, że jedzie do koleżanki z Widzewa i już nie wróciła.

Wszyscy myśleli, iż ktoś ją porwał, zamordował albo zwerbowała ją sekta. Koledzy rozwieszali plakaty w mieście, zamieszczali ogłoszenia w prasie - na próżno. Tuż po świętach znaleziono ją na nasypie kolejowym na Widzewie. Powiesiła się.

- Nadmiar stresu dopadł nawet ją... Nikt nie słyszał, by miała kłopoty. Nawet jej najlepsza przyjaciółka. Uśmiechnięta, radosna, wszędzie było jej pełno - mówią jej przyjaciele.

Studenci dodają, iż wielu z nich miewa myśli samobójcze, ale o nieudanych próbach się nie mówi. Czasem można by ich było uniknąć, gdyby ktoś podał pomocną dłoń.

- Ratowałem koleżankę, która nałykała się tabletek - opowiada mieszkaniec „Lumumbowa”. - Powodem był zawód miłosny. Wiem o tym tylko ja i ona. Teraz żałuje tego, co chciała zrobić, a co by było, gdyby nikogo nie było w pobliżu?

Niemal każdy student ma w szufladzie tabletki ziołowe na uspokojenie. Wielu tak przeżywa sprawdziany, że po kilku nocach „wkuwania” nie mogą zasnąć, więc schodzą do klubów, żeby wypić 3-4 piwa na sen. Czego się boją? Powtarzania roku?

Nikt nie liczy samobójców

- Najbardziej narażeni na stresy są przyjezdni - twierdzi Piotrek z Wydziału Prawa. - Tu wszystko się kumuluje. Najpierw muszą poznać obce miasto, później dochodzą zawiedzione ambicje własne lub rodziców, a na koniec obawiają się powrotu do domu. Ogarnia ich przerażenie i rozgoryczenie: „Mam mgr przed nazwiskiem i co z tego? Wrócę na wieś i będę kopać rowy, bo nie znajdę pracy”.

Jedno jest pewne. Dwie młode dziewczyny z tej samej uczelni odeszły z tego świata w ostatnim czasie, a nikt się tym specjalnie nie przejął. Rzecznik prasowy UŁ nie potrafi nawet powiedzieć, ile samobójstw zdarzyło się wśród studentów. Nie odnotowuje się tego, bo nikt nie analizuje takich przypadków. Nikt też nie myśli o tym, żeby choćby wzorem Politechniki zrezygnować z niepotrzebnej biurokracji, np. przy przedłużaniu sesji, czy dać więcej szans słabszym.

- Mam wieku znajomych na Uniwerku i kiedy na nich patrzę, robi mi się ich żal - opowiada Adam Kosicki z PŁ. - U nas jest inaczej. Sam studiuję na trudnym kierunku - elektronice - a nikomu nie przeszkadza, że będąc na IV roku mam do zaliczenia egzamin z I roku. Mam zamiar podejść do niego we wrześniu i na pewno zdam go lepiej, niż wtedy, gdy musiałbym wkuć na zawołanie. Na UŁ to nie do pomyślenia! Tam ktoś wyleciałby już po I roku.

Ciągle na tym samym roku

Być może dlatego komendant VI Komisariatu uważa, że na osiedlu przy ul. Lumumby zdarza się najwięcej w mieście samobójstw. Wcześniej złą sławą cieszyła się „Wieża Babel” - XIV DS dla obcokrajowców. Cudzoziemcy dość często wypadali z okien, dopóki nie zlikwidowano szlaku narkotykowego biegnącego do akademika.

- Policjanci prowadzący śledztwo mówili, że samobójcy byli pod wpływem tak silnych dawek narkotyków, że wydawało im się, iż potrafią latać - usłyszeliśmy w Rektoracie UŁ. Zresztą środki odurzające są niestety ogromnym problemem wśród innych studentów. Wielu zawala studia z tego powodu. Słynny był przypadek dziewczyny z prawa, która ginęła w oczach i brnęła w coraz większe tarapaty. W porę jednak udało się ją uratować.

Mnóstwo jest ludzi, którzy wstydzą się mówić o swoich problemach. Obawiają się, że znajomi mogą niewłaściwie odebrać fakt, iż się leczą. Z tego powodu niektórzy nie dopuszczają nawet myśli, że czas zgłosić się do lekarza. W jednym z akademików przy ul. Rodziny Fibaków mieszka np. młody chłopak, który ugrzązł na II roku. Powtarza już 3 razy, a po wakacjach czekają go kolejne poprawki. Znajomi z niepokojem patrzą, jak chudnie w oczach, nie śpi i wypala kilkadziesiąt papierosów dziennie. A on twierdzi, że nic mu nie jest.

- Dla wielu ludzi jest to nadal trudna decyzja, aby zgłosić się do psychologa lub psychiatry - mówi mgr Agnieszka Pawełczyk, psycholog z ZOZ „Palma”. - Dlatego wielu studentów nigdy nie przyjdzie do nas po pomoc.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto