Podczas sezonu wakacyjnego nad Morzem Bałtyckim pojawiają się tłumy turystów i wczasowiczów. Szacuje się, że można ich liczyć w milionach. Przy takiej liczbie osób spędzających czas w jednym miejscu nie jest trudno o nieszczęśliwe zdarzenia.
Do tragicznych zdarzeń na plażach Mierzei Wiślanej doszło już w połowie czerwca - jednego dnia łącznie topiło się osiem osób. Jedno z tych zdarzeń zakończyło się tragicznie. W Sztutowie około 60 metrów od plaży topił się 60-letni mężczyzna, odnaleziono go dopiero po dwóch godzinach. Pomimo podjęcia działań reanimacyjnych mężczyzna zmarł.
Do tragedii doszło również 1 sierpnia w Kątach Rybackich. Około godziny 13 służby ratunkowe odebrały zgłoszenie o dwóch mężczyznach, którzy mieli problem z utrzymaniem się na wodzie. Jednej osobie udało się wyjść o własnych siłach, drugiego mężczyznę bezskutecznie reanimowali ratownicy. Jak mówił w rozmowie z reporterem TVN 24 Jacek Charliński z OSP w Sztutowie, najprawdopodobniej 45-letni mężczyzna wszedł do wody po swojego syna.
- Synowi udało się wyjść, ojciec niestety został w tej wodzie. Został później wyciągnięty i pomimo starań nie udało się go uratować - dodał Charliński.
Warto dodać, że tego dnia na plażach ratownicy wywiesili czerwoną flagę. Oznacza to, że kąpiele w morzu są zabronione.
Częstym zjawiskiem na plażach są zaginięcia dzieci, choć zdarzają się też poszukiwania osób starszych. Tylko w sobotę ratownicy ze Stegny do godziny 13.00 czterokrotnie pomagali w akcjach poszukiwawczych. W dwóch przypadkach w działania włączali się strażacy i funkcjonariusze policji. Osoby przebywające wówczas na plaży tworzyły również w morzu tzw. "łańcuchy życia".
W tym samym czasie w Krynicy Morskiej trzykrotnie prowadzono poszukiwania dzieci. Przez cały weekend ratownicy ze Stegny, Jantaru i Mikoszewa łącznie brali udział w 9 akcjach poszukiwawczych. W Krynicy Morskiej było spokojniej - tam zaginionych poszukiwano czterokrotnie.
- Przyczną takich zaginięć jest między innymi brak zainteresowania dzieckiem ze strony rodziców. Jak jedziemy na wczasy, to opieka nad dzieckiem jest równie ważna, jak słońce i wypoczynek na plaży - mówią kierownicy jednostki WOPR w Stegnie. - Często rodzice późno się orientują, że ich dziecko zginęło. Może upłynąć ponad godzina od momentu, kiedy maluch odejdzie od rodziny - dodają ratownicy.
Bywa też tak, że gdy znajdzie się dziecko, to zaginie rodzic. - Zdarzyło się, że wracaliśmy z dzieckiem do wieży ratowniczej. W międzyczasie poprosiliśmy mamę, aby czekała w wyznaczonym miejscu. Gdy tam dotarliśmy, matki nie było i to jej musieliśmy teraz szukać - opowiadają ratownicy ze Stegny.
Bożena Ruszkowska, prezes elbląskiego WOPR-u, zwraca uwagę nie tylko na brak zainteresowania ze strony rodziców. - Nieuwaga rodziców to podstawowa przyczyna, ale sporym problemem są również parawany. Dziecko wychodzi za parawan, zrobi kilka kroków i już nie wie gdzie jest - tłumaczy pani prezes. - Dzieci też wchodzą same do wody, a rodzic nie zwraca uwagi. Taka jest jednak prawda, że brak opieki to główna przyczyna takich zdarzeń.
Kierowniczka elbląskiego WOPR-u radzi rodzicom, na co należy zwrócić uwagę podczas wypoczynku nad morzem
. - Warto pokazać dziecku numer zejścia, którym wchodzimy na plażę. My sami też powinniśmy go zapamiętać. Oczywiście 2-latek tego nie zapamięta, ale gubią się również starsze dzieci, nawet 13-letnie. Nawet jeśli przekręcą cyfry w numerze wejścia, to ratownicy będą wiedzieli gdzie się udać. Trzeba zaznajomić dzieci z tym, co znajduje się na plaży, przy wejściu przeczytać regulamin i wyjaśnić, co oznacza czerwona flaga
- poucza Bożena Ruszkowska.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?